"Swój pierwszy zestaw pamiętam do dziś". Tatusiowe je kochają [NASZE HISTORIE]
Łukasz, tata 20-miesięcznego Rysia
Pierwsze klocki dostałem po starszym kuzynostwie chyba w okolicach 1994 roku. Kilkaset klocków zmieszanych w reklamówce z miejscowego marketu, bez oryginalnych opakowań i instrukcji. Zabawa przednia (budowałem z nich głównie auta i machiny wojenne...), ale radość kompletnie nieporównywalna z tą przeżytą w Boże Narodzenie 1997 roku.
Miałem wtedy 9 lat i fascynowała mnie motoryzacja (pamiętacie obrazki z gum Turbo?), a pod choinką znalazłem przepiękny, ogromny (wtedy wydawał się ogromny), nowiutki, tylko dla mnie, zestaw Miami Police Patrol nr 8230! Technic, czyli z mechanizmem pozwalającym na skręcanie przy pomocy zamontowanego na dachu drążka... przecież takie klocki mógł dostać tylko mój starszy o 5 lat brat! Bawiłem się nim całe święta, nawet teraz gdy to wspominam, wzruszam się. Klocki to był prezent idealny, wyczekiwany, zarezerwowany tylko na urodziny i święta. I chociaż rok w rok (chyba przez kolejne 4 gwiazdki) doskonale wiedziałem, co znajdę pod choinką, radość z odkrywania, jaki tym razem zestaw wybrali mi rodzice, była zawsze tak samo wielka.
Nie mogę się doczekać, aż swój pierwszy zestaw dostanie mój syn (powiedzmy sobie szczerze - to będzie prezent nie tylko dla niego...), na razie, jak na dwulatka przystało, układa coraz to wyższe wieże z klocków dla najmłodszych.
Krzysztof, tata 7-miesięcznej Marianny
Na początku lat 90., zwłaszcza w małych miejscowościach, zabawki takie jak markowe klocki były towarem luksusowym, a zakup własnego zestawu prawdziwym świętem. Moje wypadło w Mikołajki, a pierwszym pudełkiem był zestaw z dwójką piratów, niespecjalnie imponujący rozmachem. Piraci mieli swoją skromną wyspę, pistolet, szabelkę, papugę i skrzynię, ale łupić już nie było kogo. Przynajmniej do Gwiazdki, bo wtedy dołączyły kolejne klocki. Im więcej ich było, tym mniej trzymałem się instrukcji dołączonej do pudełka. Piraci byli więc później kierowcami rajdowymi, zdobywcami zamków i superbohaterami. Właśnie to było w klockach najfajniejsze - jeśli miało się ich wystarczająco dużo, to liczba konstrukcji wydawała się praktycznie nieograniczona. Pobudzanie kreatywności to jeden z powodów, dla których wrócę do składania Lego, ale już raczej jako pomocnik córeczki. Może nie zaczniemy od piratów, ale jakieś ciekawe budowle na pewno powstaną.
Maciek, tata 7-miesięcznego Kosmy
Gdy byłem dzieckiem, klocki zawsze były dla mnie wymarzonym prezentem. Mój pierwszy zestaw to była ekspedycja kosmiczna. Potem były jeszcze okręty podwodne, statki kosmiczne, które dostawałem w każde Boże Narodzenie. Najbardziej zazdrościłem swojemu kuzynowi, który miał z klocków zbudowany cały komisariat, który wtedy wydawał mi się olbrzymi (a w rzeczywistości miał pewnie 50x50 cm). W każdym razie nie mogę się doczekać, aż mój 7-miesięczny syn przestanie wszystko wkładać do buzi i będę mógł mu kupić jego pierwszy zestaw klocków dla większych dzieci. Oczywiście też będzie mógł się czasem pobawić.